forum.zeglarzom.pl Strona Główna
FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum

Poprzedni temat «» Następny temat
Barcolana 2014
Autor Wiadomość
plitkin 

Dołączył: 08 Mar 2014
Posty: 97
Otrzymał 9 piw(a)
Skąd: www
Wysłany: 2014-10-05, 13:44   Barcolana 2014

Jutro wyjeżdżam o tu:



Trzymajcie kciuki! :)
Ostatnio zmieniony przez plitkin 2014-10-05, 13:44, w całości zmieniany 1 raz  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Artur 66 
Moderator


Wiek: 57
Dołączył: 30 Sty 2014
Posty: 2537
Otrzymał 86 piw(a)
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-10-05, 15:01   

Trzymam kciuki za start z pierwszej linii ;-) :-D
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
plitkin 

Dołączył: 08 Mar 2014
Posty: 97
Otrzymał 9 piw(a)
Skąd: www
Wysłany: 2014-10-05, 15:15   

Na Balatonie się udało. Było ok. 600 jachtów. Tutaj ma być 1500.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Bodo 
Administrator


Wiek: 66
Dołączył: 30 Sty 2014
Posty: 5348
Otrzymał 159 piw(a)
Skąd: Sierpuchowo
Wysłany: 2014-10-07, 00:03   

Wrzuć zdjęcia pucharu na to forum ...... :-D .... trzymam kciuki, choć sam start w tych regatach, to juź jest wielkie przeżycie ..... :-D
_________________
Wiem, że niewiem .... tylko nie wiem, ile niewiem ....
Ale jedno, wiem na pewno .... ***** ***
Bogdan
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
czoboki 

Wiek: 56
Dołączył: 05 Lut 2014
Posty: 176
Otrzymał 10 piw(a)
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-10-07, 00:14   

Dobrej zabawy życzę.
_________________
Pozdrawiam
Marek
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
plitkin 

Dołączył: 08 Mar 2014
Posty: 97
Otrzymał 9 piw(a)
Skąd: www
Wysłany: 2014-10-20, 21:53   

Barcolana 46

Do udziału w tej pięknej imprezie zachęciły nas powszechnie znane zdjęcia:



Decyzja o wzięciu udziału w Barcolanie została podjęta od razu jak tylko się dowiedziałem z jakiej imprezy są te znane zdjęcia. Czyli mniej-więcej rok temu. Decyzja była prosta: jadę. Reszta była już prosta.
Przez cały sezon namawiałem zaprzyjaźnionych żeglarzy do wspólnego wyjazdu. Do ostatniej chwili mieliśmy jechać na 2 identyczne łódki – Maxusy 22 s/y Northman i s/y Ahoj – udostępnione przez stocznię Northman. Niestety, Ahoj nie dojechał ze względu na awarię samochodu. Za to dołączył do nas Marek Stańczyk ze swoją Funką (30-to stopowy jacht konstrukcji E. Gintera). Co prawda, załoga Marka dojechała później niż my i wcześniej wyjechała, ale i tak było fajnie się zobaczyć tak daleko od domu!
Maxus w Warszawie – przed wyjazdem.



Nasze plany były różnorodne, a jednocześnie łatwe do ujęcia w krótkiej definicji „turystyka regatowa”. Wyścig zaplanowano na niedzielę 12 października, a już we wtorek byliśmy w Triescie. Droga zajęła ponad dobę, ale z krótkim noclegiem po drodze i bez pośpiechu. Na miejscu emocjonujący zjazd wąskimi uliczkami z górki o nachyleniu 17% i szczęśliwie znaleziony parking dla autobusów, który wykorzystywaliśmy przez cały wyjazd. Nasz profesjonalnie oklejony bus nie wzbudzał w stróżach prawa chęci wlepienia mandatu, więc było dobrze. Wtorkowy wieczór zakończyliśmy pierwszą pizzą i poszliśmy spać (oczywiście na łódce).



Cel na środę: przygotować łódkę, ogarnąć jakąś możliwość slipowania i spuścić na wodę jacht, a wieczorem odebrać z lotniska moje dziewczyny. Najlepiej też przestawić łódkę na swoje miejsce: na szczęście stocznia zarezerwowała dla nas miejsca przy miejskiej kei – w samym centrum przyszłych wydarzeń. Na miejscu nasz postój koordynował fajny miejscowy chłopak Luka, który początkowo na nas spoglądał z lekkim niedowierzaniem. Andrzej jako doskonały oficer nawigacyjny dzielnie nie słuchał się nawigacji, a więc szybko i przez najwęższe ulice zaprowadził nas gdzie trzeba – do klubu Società Velica di Barcola e Grignano, który organizował regaty. Na miejscu się dowiedzieliśmy o możliwości skorzystania z dźwigu i byliśmy zachwyceni ceną: 15 euro w 2 strony. Udało się otaklować jacht i zgłosić się do regat. Za 50 euro wpisowego mieliśmy gadżety warte ponad stówę – miło, zwłaszcza, że gadżety naprawdę fajne: ekspres do kawy, środek do czyszczenia żagli, butelka prosseco, miód, dżemiki, koszulka techniczna Slama z kolekcji Barcolana 46 oraz torba Slama (plus mnóstwo drobniejszych gadżetów). Rejestracja minęła w miłej atmosferze:



Niestety, tego dnia zafalowanie było istotne i dźwigowy odmówił wodowania, ale się umówiliśmy na rano. Odebraliśmy mieszkanko dla moich dziewczyn, zjedliśmy drugą pizzę (kupiliśmy też 2 pizze dla dziewczyn) i droga na lotnisko: moja rodzinka już czekała. Czas mijał szybko – nie zdążyliśmy nawet nic pozwiedzać. Za to obok dźwigu zobaczyliśmy nasze boje, które miały być wykorzystane w wyścigu. Robiły wrażenie:

Przygotowany do wodowania Maxus:

Na czwartek zaplanowaliśmy wodowanie, przestawienie jachtu i trening. Poszło szybko. Spływając do portu regat podziwiały nas załogi katamaranów Extreme 40:





Uznaliśmy, że zaczniemy już od czwartku uprawiać wojnę psychologiczną z rywalami, więc halsowaliśmy naszym jachtem w prawo i w lewo, pod genakerem i spinakerem! Myślę, że połowa rywali odpadła już na tym etapie. Załoga SuperMaxi Jena poprosiła o możliwość stania obok nas – z wrodzonej kultury i skromności nie odmówiliśmy, zwłaszcza, że chłopaki w dwudziestu ogarniali na swojej łódce to, co my we trójkę! :rotfl:



W piątek było fajnie: pojechaliśmy wszyscy razem (z moją rodzinką) na wycieczkę do Wenecji. Byliśmy dzielni i nie jedliśmy pizzy (był makaron). Wróciliśmy późno.
Na sobotę zaplanowaliśmy trening i rozpoznanie akwenu. Tego dnia się przekonaliśmy, że ci co przestraszeni naszą obecnością odpłynęli wcześniej zawołali swoich starszych kolegów na maszynach regatowych. Tak jakby miało im to coś pomóc :roll:













Tutaj widać, jak załoga Jeny tłumnie ogląda naszą maszynę regatową. Myślę, że zaprosili też najlepszych żeglarzy by rozpracować wszystkie nasze patenty. My natomiast nie mieliśmy czasu na oglądanie ich gratów – więc poszliśmy sobie zjeść pizzę… nie.. tym razem były owoce morza i żeberka :)



Statki komisji regatowej robiły wrażenie… Organizacja tych regat była naprawdę na najwyższym poziomie: widać było współpracę wszystkich ze wszystkimi!



Tego dnia uczestnicy regat mający parcie na szkło robili rundkę niedaleko kei w porcie – były wtedy robione zdjęcia wszystkim chętnym. Miło było popatrzeć na to, że do wyścigu się szykują mali i duzi, stare i nowocześne łódki – bez napinki na wynik, bez stresu, że i tak zapewne wygra Esimit Europa 2 dowodzony przez mistrza olimpijskiego Shuemanna Jochena. To niezmiernie fajne widowisko. Oceńcie sami:









I najfajniejsze: tutaj nikt nie robi filozofii czy czarnej magii z żagli dodatkowych/latających. Tutaj wszyscy je używają do turystyki, a w Polsce na śródlądziu... szkoda gadać: cofamy się na własne żądanie :(



W sobotę dojechała ekipa Marka Stańczyka. Mając od nas informacje logistyczne szybko zwodowali jacht i zobaczyliśmy chłopaków niedaleko portu. Podpłynęliśmy by podać nr stanowiska do cumowania i nie odmówiliśmy sobie przyjemności zrobić mały match-racingowy taniec z Mistrzem! Luka mówił później, że na lądzie tłum się zebrał by to obejrzeć!

Niedziela - koniec zdjęć. Wyścig. Nie po to jechaliśmy > 1500 km i mamy drugie tyle do przejechania by dać ciała. Załoga była zmotywowana i przygotowana. Żona została wyposażona w aparat, my zabraliśmy na pokład jedynie kamerę i po godzinie 0700 wyruszyliśmy na wodę. Start zaplanowano na 1000. Na linii startu byliśmy jako pierwsi. Pozwoliło nam to doskonale rozpracować jej geometrię, a było co oceniać: długość linii ponad 2 mile, skrajne boje mimo pokaźnej wielkości po przykryciu dwoma tysiącami żagli z pewnością nie byłyby widoczne. Komisja poszła zawodnikom na rękę: rozstawiła wzdłuż linii białe boje orientacyjne. Wczesne przybycie pozwoliło ocenić, że boje te są rozstawione w wyraźny banan, więc doskonale wiedziałem na której boi ile zapasu wysokości mam od boi do falstartu. W bezwietrznych warunkach ta wiedza była na wagę złota.
Prognoza była 2B, ze startem z pinu (lewa połówka) i po starcie miało odkręcić 180 stopni (to już nie wg prognozy, lecz wg wcześniejszych obserwacji). Przed startem wyraźnie wydaje pin, więc się tam kręcimy. Od pierwszej boi orientacyjnej mam jakieś 3 długości kadłuba do linii startu. Przypadkowe wpłynięcie na minutę przed startem na falstart było samobójstwem: start był na flage „I” (więc powrócić należało za pinem lub statkiem komisji). Doskonale też wiedziałem, że na środku banan jest większy: do 5 długości. W bezwietrznych warunkach i przy żużlu istotną też była odległość do pierwszego znaku po prostej. Najkrócej było ze środka: 4,35m, a z pinu 4,43. Jednak w obecnych warunkach z pinu było korzystniej ze względu na: a) szansę pojechania wysoko na czystym wietrze lewym halsem b) zjazd na genakerze.
10 minut przed startem wiatr odkręcił o 90 stopni: linia startu stała się równa. Mało tego, wiatr zgasł. Szybki zjazd na silniku i oparach pozostawionego paliwa; starczyło akurat na 4 minuty jazdy, ale dotarłem tam gdzie chciałem: na środek linii. Dopiero później na zdjęciach zobaczyłem niedaleko olimpijczyka Shuemanna Jochena - szkoda, bo bym podpłynął przybić Mu piątkę. A tak cieszyłem się z doskonałej pozycji na starcie: wszystkie jachty na minutę przed startem stały 3 długości kadłuba pod nami w łopocie. Na tej flaucie wiedziałem, że nie mają szans na rozpędzenie się, więc byłem pewny doskonałego startu i już rozpędzałem łódkę do szalonych 0,3 knt.
To co się działo później wspominam jak w koszmarnym śnie: na 30-40 sekund przed startem wszystkie te jachty stojące w łopocie w drugiej linii za nami uruchomiły silniki i jazda pod wiatr do przodu! Kto nie ma silnika korzysta z kiwek, kumplowania i innych skutecznych i zabronionych technik. Moje piski "protest", "oszuści" i inne epitety powodowały jedynie uśmiech na ich dzielnych opalonych twarzach. Chwila-moment i jesteśmy pozasłaniani przez ogromne żagle: na tyle ogromne, że wiedząc gdzie jestem na zdjęciach nie jestem w stanie się zobaczyć.
Na tym zdjęciu widać co się dzieje:



Po kilku minutach wreszcie rozumiem całą abstrakcję sytuacji, wyłączam emocje, włączamy kamerę i jedziemy „swoje”.



Po emocjonujących opowieściach o tych zjawiskach w porcie usłyszeliśmy od miejscowego żeglarza: "Welcome In Italy"

Żona próbowała nas wypatrzeć w tłumie. Nie dało się









Wzięła więc helikopter i robiła zdjęcia z góry:




No dobra… ostatnie zdjęcie jest ze strony organizatora:
http://www.barcolana.it/Photogallery/Barcolana-46

A przecież byliśmy tu:


Sam wyścig dzielił się na 2 części: szok po starcie i ochłonięcie w bezwietrzu przez 2 godziny i „jazda na maksa” przy żwawej jedynce w drugiej części wyścigu.
Metę ustawiono na pierwszej boi. W wyścigu wiatr zrobił za nas jeden zwrot, odkręcając po godzinie na prawy hals o 180 stopni. Właściwie, to wiatrem to nazwać było nawet trudno, ale udawałem, że to czuję.
Zgodnie z rozpracowanym wcześniej czasem po godz. 1100 zaczął się odpływ, co było czuć na sterze: jacht skręcał w stronę przeciwną. Musiałem się chwilę przyzwyczaić do jazdy, ale dało radę płynąć dalej, choć dziób na tej flaucie myszkował jakieś 25 stopni kilka razy.
W drugiej części wyścigu się rozwiało, nawet na chwilę odpaliliśmy genakera. Najwyższa zarejestrowana prędkość wyniosła przez chwilę 4knt (z prądem, wg GPS), ale później znowu przydechło i wyścig kończyliśmy z prędkością ok. 1,3 knt. Trudno było ocenić swoją pozycję: wokół nas jachty. Małych nie było widać, co i cieszyło i martwiło jednocześnie. Zgubiliśmy też z oczu Marka, a tuż przed metą mieliśmy wielką napinkę, ponieważ była szansa na wygraną z Nim, co podnosiło nas bardzo na duchu, gdyż Marek jest doskonałym żeglarzem. Jednocześnie zbliżała się do nas z tyłu jakaś większa ciemna łódka i myśleliśmy, że to Marek. Jednak przed tą łódką się wybroniliśmy, choć jak się zbliżyła – to okazało się, że to jakaś włoska maszyna regatowa. Tak nie znając miejsca na mecie wracaliśmy do portu robiąc zakłady co do naszej pozycji i dyskutując o prawdopodobnym wycofaniu się drugiej polskiej załogi. Po chwili zobaczyłem z tyłu znane logo RainmakerYachtClub – to genaker z Windmakera, który pożyczył Marek! Tak więc chłopaki też wyścig ukończyli! Super!

Po spłynięciu Luka spytał o pozycję, ja opowiedziałem startową historyjkę, zostałem powitany we Włoszech i odebrałem od Luki schłodzonego szampana w woreczku z lodem! Jakże miły gest, nawet nie chciałem Luki zasmucać, że nie piję alkoholu, więc chłopaki łyknęli szampana, a ja napiłem się wody gazowanej! :oops: Luka był zadowolony! Tą libację alkoholową widać na filmiku stworzonym przez Lukę!



Nie było innej możliwości niż w niedzielę nie pójść do knajpy na wieczór „kapitański” (właściwie, to „sternikowy”). Wcześniej popływaliśmy z Luką i Jego gośćmi i sklarowaliśmy jacht. Dzień szybko minął, Marek z chłopakami popłynęli od razu na dźwig. My dojechaliśmy tam autem by obejrzeć wyniki i przekazać komisji regatowej filmy z kamery uwieczniające startowe wyczyny konkurencji. Komisji nie znaleźliśmy, za to pogadaliśmy z chłopakami, a w tym czasie zadzwonił Luka z gratulacjami: jesteśmy drudzy w dywizji Cruiser! Zakład wygrał Andrzej – to On obstawiał naszą najwyższą pozycję. Byliśmy też w pierwszej trzycetce bezwzględnie na tamten moment! Trochę później wywieszono wyniki, które nazwano z gracją "prowizoryczne" - nasza druga pozycja została udokumentowana (choć prowizorycznie)! :) Nie powiem, radość w załodze była. Ale moi chłopaki to zasłużyli – ciężką pracą i brakiem wolnej chwili przez ten cały wyjazd.
W poniedziałek ja zawiozłem o 6 rano swoje dziewczyny na lotnisko, a chłopaki przeprowadzili jacht i później go roztaklowaliśmy i postawiliśmy na przyczepie. Wcześniej pomogliśmy też kierowcy wyciągnąć Funkę Marka: chłopaki wyjechali w nocy, a kierowca sam sobie nie dałby rady.



Aha: bariera językowa kosztowała nas 35 eur, bo „fiftine” (pisane tak jak dźwigowy wymawiał) we włoskim angielskim oznaczało „pięćdziesiąt”, więc za dźwig zapłaciliśmy więcej, niż nam się pierwotnie wydawało. Trudno, to normalna cena.
Wieść o Maxusie rozniosła się po całym świecie! Miejscowi przychodzili pod dźwig pogadać sobie po włosku i podotykać naszą łódkę (a co...ze 4 osoby były), a do zatoki wpłynął nawet Esimit Europa 2 by pokrążyć przed nami pozując do zdjęć (a sami po kryjomu pewnie robili foty nam)!






Po chwili podszedł poważny Pan z krótkofalówką w towarzystwie mundurowego, obaj skierowali oczy na niebieską rakietę regatową, odliczyli głośno czas przez radio i Shuemann Jochen popłynął gdzieś w morze…



Dopiero w Warszawie wyczytałem, że chłopaki próbowali pobić oficjalny rekord z Triestu do Valetty. Jednak musieli zrezygnować ze względu na uszkodzenie sprzętu.
http://www.esimit.com/new...etta-abandoned/

W normalnych warunkach to byłby koniec opowieści, ale my jesteśmy bardzo normalni, więc turystyki regatowej ciąg dalszy:
z Triestu z łódką na haku pojechaliśmy na Gardę. Andrzej jak zwykle nie słuchał się nawigacji i poprowadził mnie po ciemku i w gradzie po najbardziej przyjemnych drogach do podróży z jachtem: górskich wąskich serpentynach! Nasz Maxus miał zostać na Gardzie, ale w czasie póki Luka ogarniał sprawę, wzięliśmy sobie moto... tfu.. chopery...; tfu.. skutery (choć Paweł miał chęć zaimponować lokalnym dziewczynom i wziął motor! Zrobiliśmy wycieczkę krajoznawczą po pięknej drodze wzdłuż jeziora Garda. Nie odbyło się bez manewrów popisowych, ale o tym to przy następnych opowieściach! Przecież szpanuje się nie sprzętem, tylko techniką - to chciałem Pawłowi udowodnić! :)



Nie powiem.. Garda robi wrażenie:












Luka coś kminił, kminił i rozkminił - wieziemy łódkę 80 km dalej. Odstawiliśmy ją już po ciemku na innym jeziorku niedaleko, a sami ruszyliśmy w daleką podróż do domu, omijając tradycyjnie wszystkie oczywiste drogi i wygodne rozjazdy!
Jedyne co w tej opowieści chciałbym powiedzieć na poważnie - to wyrazić serdeczne podziękowania dla mojej dzielnej załogi: Pawła Ejsmonta i Andrzeja Sobiecha, bez których bym przepadł jeszcze przed wyjazdem! Ogromne i bezgraniczne podziękowania dla Stoczni Northman, za możliwość kolejnej realizacji pięknego marzenia - a konkretnie za udostępnienie jachtu, samochodu, przyczepy i Luki! :) Osobiste podziękowania dla Jacka Daszkiewicza: bez Ciebie, Jacku, niczego by nie było! Dla Piotrka Lewandowskiego, prowadzącego ze mną dzielnie naszą społeczną Szkółkę (s/y Northman to jacht szkółkowy) i wspierającego nas merytorycznymi informacjami podczas wyjazdu. No i dla szkółkowiczów/forowiczów sailforum i forum.mazury.info.pl za kibicowanie i aktywne wsparcie!

Aha... Nad Gardą zjedliśmy oczywiście pizzę! :) A na deser jeszcze pizzę! :)

Mam kolejne marzenia! Kto się pisze? :)


Aha: Bodo, nie mogę wrzucić zdjęcia pucharu jak prosiłeś, bo rozdanie jest przewidziane na 23 listopada :oops:
 Autor postu otrzymał 2 piw(a)
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Więcej szczegółów
Wystawiono 2 piw(a):
Szaman3, Bodo
Bodo 
Administrator


Wiek: 66
Dołączył: 30 Sty 2014
Posty: 5348
Otrzymał 159 piw(a)
Skąd: Sierpuchowo
Wysłany: 2014-10-21, 07:04   

Brak zdjęcia z pucharem, wynagrodziłeś mi z nawiązką ...... :beer: .... o taką relację, nawet nie śmiałem prosić ..... :-D
_________________
Wiem, że niewiem .... tylko nie wiem, ile niewiem ....
Ale jedno, wiem na pewno .... ***** ***
Bogdan
Ostatnio zmieniony przez Bodo 2014-10-21, 07:05, w całości zmieniany 1 raz  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
marekj 


Wiek: 52
Dołączył: 02 Lut 2014
Posty: 1206
Otrzymał 74 piw(a)
Skąd: Zabrze
Wysłany: 2014-10-21, 08:45   

Mówiąc po korporacyjnemu fajny event chłopaki zaliczyli :mrgreen:
_________________
Pozdawiam
Marek

***** ***
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group