forum.zeglarzom.pl Strona Główna
FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum

Poprzedni temat «» Następny temat
Wisłą, Narwią i Pisą 2015
Autor Wiadomość
NePolyak 


Dołączył: 28 Sty 2014
Posty: 1329
Otrzymał 77 piw(a)
Skąd: RU-PL
Wysłany: 2015-05-08, 23:00   

Maćku, u nas możesz też skorzystać z "copy-paste" ;-) Wiem, że Ci się nie chce, ale to by było w dobrym tonie.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
mmaacc 

Wiek: 54
Dołączył: 03 Lut 2014
Posty: 733
Otrzymał 46 piw(a)
Skąd: Piastów
Wysłany: 2015-05-10, 01:07   

Prosił, prosił i wyprosił!... :-D

Dzień pierwszy, sobota, 25.04.2015
Nieporęt - Wierzbica

Sobotni dzień rozpoczął się dość późno. Za późno... Za to wczorajsza impreza firmowa skończyła się wcześnie. Znaczy wcześnie rano... Śniadanko, kawusia... Pakuję zdemontowany we czwartek wieczorem roler na dach Focusa i ruszamy. Po drodze jakieś ostatnie zakupy w Biedrze i paliwo w Orlenie w Nieporęcie. Udaje mi się przekonać pana szlabanowego, że zgodnie z zamiarem wjadę na teren YKP, co oczywiście robię. Oszczędzam w ten sposób 20 zł i mam bliziutko do łódki, a towaru do przeniesienia wyszło całkiem sporo....

Ostatnie porządki na łódce. Przygotowuję "instalację kotwiczną", która ma pozwolić na błyskawiczne (tfu! tfu! tfu!...) awaryjne rzucenie kotwicy. Mocuję bloczek na kaczym dziobie. Prowadzę przez niego linę kotwiczną. Kotwicę mocuję do kosza na śródokoręciu w sposób pozwalający na jej natychmiastowe rzucenie. Lina przywiązana do kabestanu i "sklarowana" w wiadrze. Uznałem, że to najprostszy sposób na szybkie jej uwalnianie w razie potrzeby i klarowanie. Troszkę czasu zajmuje mi ponowne staranne zmontowanie rolera. Oczywiście jedna śrubeczka jest "missed in action"... Będzie musiało działać bez niej. W międzyczasie widzę wchdzącego do portu Storma 23. To Rzym.i.Anka naszego kolegi forumowego tomtoma. Idę się przywitać i pogłaskać laminat... Wizyta jest krótka, ale bardzo miła. Umawiamy się na jakieś pływanie w czerwcu. Mam nadzieję, że się uda! Z miłej pogawędki wyrywa mnie telefon od Mirka Morsa. Jest z porcie, a Szaman już się zbliża po pokonaniu Wisły i kanału Żerańskiego. Faktycznie w główkach portu pojawia się Szaman ze swoją dzielną załogą.

Zegar pokładowy na Bubusiu pokazuje 1720. Ruszam na podbój rzek! Mój maszt jest na sztywno zamocowany z pozycji poziomej na podporach. Szkoda, bo wieje fajnie i korzystnie. Szaman idzie pod pełnymi żaglami. Trochę mnie zazdrość żre. Ja muszę kotłować na silniku, a cichy to on skubaniec nie jest... Nie ma co... Nuda! Zalew Zegrzyński na silniku to nie jest specjalnie emocjonujące przeżycie zeglarskie. Szczególnie, że już go kilka razy oglądałem. Optymistycznie się nastawiając zakładam, że później będzie lepiej! Szczęśliwie znajduję zatyczki do uszu 3M! Z nimi życie staje się... cichsze! Tak, to można! Mariusz dogadał się z kolegą z Serocka, że staniemy na noc przy jego prywatnym pomoście. Tylko nie dogadał się, że pomost jeszcze nie został zwodowany po zimie...

W efekcie cumujemy u wędkarzy w Wierzbicy. Dołącza do nas Michał - Szkodnik. Idziemy na kolację do pobliskiego baru typu "smażalnia - ryby". Klimacik interesujący... Czytaj zapach w lokalu - dziwny... Rybka jest OK, duże porcje i ceny zachęcają. Wychodzi po 33 zł na osobę z piwkiem! Wracamy do portu i kontynuujemy mile rozpoczęty wieczór u Michała w mesie...
Szczezrze mówiąc mam poczucie straconego dnia. Do Piszu jeszcze kawał drogi! Nie znając realiów trasy obawiam się, że pod koniec rejsu będzie trzeba nadganiać stracony czas, a do celu daleko...

Niestety nie mam żadnych zdjęć...

Wykon: 12 km, 2:23 h
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
mmaacc 

Wiek: 54
Dołączył: 03 Lut 2014
Posty: 733
Otrzymał 46 piw(a)
Skąd: Piastów
Wysłany: 2015-05-10, 01:08   

Dzień drugi, niedziela, 26.04.2015
Wierzbica - 93 km Narwi

Budzi mnie dość pochmurny, ale ciepły poranek. Sąsiedzi śpią... Uzupełniam paliwo w zbiorniku rozchodowym. Z szeroko otwartymi oczami konstatuję, że wcale nie ma go tam tak dużo, jak myślalem! No tak! Zbiornik jest stalowy, a nie plastikowy... Na "rękę" wydawał się być prawie pełny... Idę na spacer do stacji benzynowej. To zaledwie kilkaset metrów. Dobrze, że zajrzałem do tego zbiornika... Postanawiam uzupełniać go przy każdej okazji... Na wszelki wypadek. W zasadzie od tego momentu liczę zużycie paliwa. Stan wyjściowy 65 l. Poprzedniego dnia mogłem zużyć około 3l, ale nie mam możliwości tego spradzić.

Śniadanko, kawusia z Michałem. Ja jestem już gotowy do drogi, a załoga Szamana powoli się uruchamia. Postanawiam pilnować się ich, choćby nie wiem co, bo nie znam trasy. Na wszelki wypadek. W razie awarii, czy innego cholerstwa liczę na pomocną dłoń. Z resztą wspólne postoje też będą przyjemniejsze niż samotne wieczory...

Zegar pokładowy na Bubusiu pokazuje 1055, gdy ruszam na rozlewiska Narwi. Krajobraz robi się znacznie ciekawszy. Zachodni brzeg jest wysoki, przeciwny niski i często "na oko" bagnisty. Mijam kilka wysepek, wielu wędkarzy na łódeczkach, sporo łabędzi i innego ptactwa. Pojawia się deszcz. Raczej dżdży niz pada. Na to też się przygotowałem. Oczywiście sztormiak, ale mam też prowizoryczny daszek - zwykła plandeka z Castoramy przywiązana do położonego masztu, uzupełniona gumami do szybkiego naciągania. Jest zrolowana przy maszcie. Wystarczy chwila, aby zrobić z niej całkem sensowny tent nad całym kokpitem. Trochę ogranicza widoczność i komunikację w kokpicie, ale za to nie leje się za kołnierz i na kolana... Przygotowując sie do samotnego rejsu starałem się wszystko co się da zorganizować tak, aby użycie nie wymagało czasu. Okazało się, że miałem rację z tą przezornością...

Czas mija mi zaskakująco szybko na wyrabianiu sobie nawyków samotnika. Sprawy najprostsze mogą się okazać problemem, gdy brakuje ręki do ich ogarnięcia. Jakieś skaleczenie lub (tfu! tfu!) wypadnięcie za burtę w żegludze "singlehanded" może zakończyć rejs w nieoczekiwany sposób. Próbuję z ustawianiem łódki na samosterowność i reguluję prędkość obdrotową silnika, tak aby utrzymywać mniej więcej stałą odległość od Szamana. A ten idzie na silnku i pod fokiem. Korzystny, południowy wiatr powoduje, że ich prędkość często zmienia się dość radykalnie w zależności od siły wiatru, a ja mam zabawę z dobieraniem prędkości... Od czasu do czasu sprawdzam na GPS-ie prędkość jachtu nad dnem. Wychodzi 6,5-7 km/h. To chyba dobrze?... Ale do celu daleko!... Nurt jest bardzo łagodny. Łódka postawiona w dryfie cofa się bardzo powoli. Zablokowanie steru pozwala mi na kilkadziesiąt sekund odejść od steru. To już coś! Niestety przemieszczanie się po pokładzie powoduje zmianę kursu i konieczność powrotu w celu skorygowania kursu. na razie rzeka jest szeroka i nie jest to duży problem. Nie wiem co będzie potem, gdy rzeka będzie węższa.

W okolicy Dzierżenina rzeka robi się zdecydowanie węższa. To już nie wygląda na wąski zalew, zwany zdaje się przez lokalesów cofką, ale jak prawdziwa nizinna rzeka. Jak na razie dość szeroka. Co ciekawe brzeg zachoni jest raczej.. zurbanizowany... no powiedzmy zamieszkany, a wschodni wygląda na całkiem dziki.

Nawet nie zauważyłem kiedy minąłem Pułtusk... Ależ ten czas leci!... A właśnie! Pułtusk! Obiad na najdłuższym rynku Europy! Zanim udało mi się dogonić, czy też dodzwonić do Szamanowców, było już za późno. Nie pamiętają, żebyśmy się umawiali na obiad... :-( Postanowiliśmy płynąć dalej. No tak... Tylko mnie już trochę głód ściskał w żołądku... Przygotowując się do rejsu postanowiłem zabrac termos na posiłki. Ale dzisiaj mieliśmy się zatrzymać na obiad, więc nic sobie nie przygotowałem... Przyjdzie mi zdechnąć z głodu... A Szaman mknie do przodu! Na szczęście chłopaki stanęli na wysokości zadania! Po jakichś dwóch godzinach zatrzymaliśmy się "na prądzie" i poczęstowali mnie flaczkami! To były najlepsze flaczki jakie jadłem tego dnia! :-D

Przy okazji nowym, ciekawym przeżyciem było stanie w miejscu przy silniku chodzącym "mała na przód", podczas gdy jacht nie przemieszczał się ani do przodu, ani do tyłu.

Słoneczko zachodzi. Trzeba się zatrzymać. Ustalamy, że Szaman staje do brzegu, a ja do ich burty. Podczas, gdzy chłopaki cumują, ja bawię się stawaniem "na prądzie". Akurat w tym miejscu nurt jest trochę silniejszy. Fajna nauka! Można przyśpieszać zmniejszając obroty! Przyśpieszać do tyłu oczywiście... :) bardzo szybko uczę się stawać w miejscu, a ruchami steru przesuwać się w lewo bądź w prawo. Bardzo fajnie! Podejście do burty Szamana w ten sposób to bułka z masłem!

Piękny zachód Słońca na rzece... Mój pierwszy w życiu! Jest ognisko i kiełbaski. Nalewka na pigwie produkcji mojej żony ma duże wzięcie... Czas spać.

Zrobiłem dzisiaj kwał drogi, ale do Piszu ciągle daleko! Z moich zgrubnych wyliczeń wynika, że nie mam na razie żadnego zapasu czasowego... W Piszu muszę być we czwartek wieczorem!

Nie mam żadnych zdjęć. Liczę, że załoga Szamana mi jakieś udostępni...

wykon: 51 km, 8:46 h
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
mmaacc 

Wiek: 54
Dołączył: 03 Lut 2014
Posty: 733
Otrzymał 46 piw(a)
Skąd: Piastów
Wysłany: 2015-05-10, 01:08   

Trzeci dzień, poniedziałek, 27.04.2015
93 km - 138 km Narwi
Budzę się wspaniale wyspany. W domu tak się nie wysypiam!... Uwielbiam spać w kompletnej ciszy, lekkim chłodzie i z delikatnym pluskiem wody o kadłub jachtu! Wyglądam przez forluk i... nic nie widzę... Taka mgła! Niesamowity widok, czyli brak widoku. Jak na morzu... Z tą różnicą, że zamiast fal słychać ryczenie krów na pastwisku po drugiej stronie rzeki... :-) Mgła szybko ustępuje. Wstaje piękny dzień. Obok nas przepływa lokales na pychówce. Wiezie kilka niewielkich pni sosny. Pewnie na opał. Widział kto człowieka na pychówce w XXI wieku?!

Nauczony wczorajszym doświadczeniem i realizując plan przygotowuję sobie obiadek i pakuję do termosu. Dzisiaj kambuz serwuje penne z sosem Bolognese. Kluchy mogę jeść 10 razy w tygodniu, czyli jest fajnie!... :-)

Ruszamy dalej. To chyba najpiękniejszy odcinek Narwi. Malownicze zakola, piaszczyste łachy, zalesiony wschodni brzeg gęsto usiany domkami, ośrodkami i prawdziwymi pałacami nad wodą. Nurt staje się powoli co raz silniejszy, ale nie stwarza na razie żadnych problemów. Obserwuję jedynie, jak z godziny na godzinę co raz bardziej widać przepływ wody przy tyczkach szlakowych...

Z wyjątkiem słynnego 100-nego kilometra. Miejsce jest szczególnie urokliwe. Są wysepki, starorzecza. Wszystko oświetlone wiosennym Słońcem wygląda na prawdę ładnie. Na środku jest wyspa, a rzeka zwęża się dość mocno do około 20-30 metrów, może i mniej. Nurt jest bardzo silny, ale ... laminarny, bez specjalnych zawirowań. Jak się dobrze przyjrzeć, to widać naturalne w tym miejscu spiętrzenie wody. No nie ma co... Normalnie mój Bubuś idzie pod górę!... Szaman idzie powoli (jakoś dzisiaj wolniej niż wczoraj...). Nie zwiększyli obrotów, co powoduje, że w tym silnym nurcie poruszają się bardzo powoli. Niemal stoją w miejscu. A ja muszę się dopasować... Tu mogą być kamienie, a u mnie nie ma komu obserwować wody przed dziobem. Trzymam się w ich kilwaterze. Jak oni przejdą, to i ja też!... Wody jest dużo. Przechodzę bez żadnego problemu. Pierwsza przeszkoda, o której byłem ostrzegany na SF za mną! Potem jeszcze 103-ci kilometr. Tym razem również bez emocji. Wody jest na tyle dużo, ze nawet nie widać żadnych zwar na wodzie, które mogłyby swiadczyć o podwodnych przeszkodach... A co! Czytało się Kolaszewskiego przed rejsem... ;-)

Tuż za Różanem zatrzymujemy się na krótki postój z zamiarem zatankowania w pobliskiej stacji benzynowej. Wiatr stężał na tyle, że łódka bez biegu, bez żagli i bez masztu pchana wiatrem porusza się pod prąd! Spacerek przez łąki, piwko pod sklepem i znowu mam pełne zbiormiki paliwa. Oczywiście uzupełniłem wcześniej zbiornik rozchodowy!... Spożywam obiadek z termosu. To był świetny pomysł! Ależ pyszny sosik przygotrowała moja żona! Jak to dobrze, że mam go jeszcze drugie tyle. Jutro też będzie uczta! :-)

Ruszamy dalej. Szamanowcy stawiają foka i prują do przodu, a ja muszę nadganiać silnikiem. Jak idziemy z wiatrem nadganiam, jak zawracamy muszę zwalniać. Nie... nie zawracamy. To rzeka meandruje tak, że czasem idziemy na północ, to znowu na wschód, zachód, a nawet na południe. Kosciół w Różanie mam za rufą, albo poprawej, albo po lewej burcie. Pogoda się psuje. Robi się chłodniej i zaczyna padac deszcz. Znowu przydaje się foliowy tencik... Bum! Bum! Bum!... Przywaliłem mieczem, a potem płetwą sterową i kolumną silnika w pływający pod lustrem wody, niewidoczny bal drewna. Na chwilę gaszę silnik, podnoszę i sprawdzam, czy nic się nie stało ze śrubą. Jest OK Płynę dalej...

Około 1800 zaczyna mnie niepokoić strumień, a właściwie strumyczek wody z chłodzenia silnika... No nie! Tylko tego mi brakowało... Wydaje mi się, że na początku był znacznie silniejszy, a teraz ledwo ciurka... Sprawdzam temperaturę wody. Jest lekko ciepła. Mam wrażenie, że powinna być zupełnie zimna... Od tej pory co kilkanaście minut sprawdzam strumyczek.

Około 1900 jest już zupełnie źle. Woda ciurka minimalnie i jest znacznie cieplejsza, ale nie gorąca. Nie umiem opisać czarnych wizji, które mi w tej chwili stają przed oczami. Z zakończeniem rejsu gdzieś w dzikiej głuszy włącznie... Zatrzymuję silnik na chwilę. Odpalam. To samo... Jeszcze raz. Dalej źle... Kątem oka widzę Szamana znikającego za kolejnym zakrętem... Wiem, ze mamy dzisiaj nocować na 138-smym kilometrze, ale gdzież ci on jest? Jak daleko jeszcze? Nie mam pojęcia... Chyba będe dzisiaj nocował sam, a do tego nie zasnę przez ten cholerny silnik!... :-( Mija jeszcze jakieś 45 minut. Długie 45 minut... Z sercem na ramieniu wsłuchuję się w odgłosy z silnika i obserwuję lekko kapiący strumyk wody. Zmniejszam obroty, żeby nie przegrzeac grata. Nauczyłem się już rozpoznawać po dźwięku, że coś jest z nim nie tak. Jak słabo sika, to coś w nim prycha, jakby kipi i syczy. Pracuje nie tak równo, jak zwykle, ale woda nie jest gorąca... Wychodzę zza zakrętu i widzę Szamana podchodzącego do brzegu. Przynajmniej nie będę sam nocował!... Podchodzę do burty. Cumy.. A na brzegu ognisko, grill i zapach mięska!...

Tomek zeznaje, że wie jak się dostać do pompki wodnej. Chłopaki pomagają mi znieść maszynę na ląd, co nie jest takie całkiem łatwe. Trzeba go przenieść przez pokład Szamana, podając go sobie pomiędzy jachtami, a potem wnieść na brzeg ślizgając się po trawie. A to waży ze 30 kg!... Skrzynka bosmańska będąca stałym wyposażeniem Bubusia okazuje się być odpowiednio zaopatrzona. Są właściwe klucze: 7-ka, 12-tka i nasadowa 10-tka. Ten zestaw znam już na pamieć. Tomek stoi nade mną, jak rasowy majster nad czeladnikiem.
- Odkręć tutaj te dwie... Teraz tutaj poluzuj tę jedną. Teraz te cztery, tylko ostrożnie! A teraz tutaj te cztery...
Oglądamy wirnik. Zużyty, ale jest cały. Uff!... Dołącza Mirek. Dmuchanko... eeee.... znaczy przedmuchiwanie układu przy pomocy rurki do napojów. Taki mechaniczny seks... Schody zaczynają się przy składaniu klocków w calość. Trafienie wałem, cięgnami i rurką we właściwe miejsca jednocześnie nie jest takie proste. Ale co to dla fachowców?! Dało radę! Jeszcze regulacja biegów i z powrotem na jarzmo... Po trawie i przez dwa pokłady... Paliwo, szarpanka...próba... Wow! Sika jak nastolatek! Chyba się udało! Żaden ze mnie mechanik, ale wiedza w sytuacji stresowej łatwo zapada w pamieć... Wirnik pompki wody w Suzuki DT6 mogę teraz wymieniać z zamkniętymi oczami! Tylko mi klucze podawajcie... ;-) Z ulgą dołączam do wesołej gromadki przy ognisku. Po dobrze wykonanej pracy piwko smakuje jak mało kiedy! A do tego boczuś z grilla przygotowany przez Mirka! Mniam, mniam!...

Zdaje się, że mam za sobą coś około połowy trasy, ale potem może być silniejszy prąd. W końcu idziemy w górę rzeki... Dalej nie mam pewności, czy się zmieszczę w czasie. Na dodatek nie wiem również, czy wystarczy mi paliwa, bo trudno jest oszacować zużycie bierzące i przewidzieć przyszłe.

Jak grzeczny chłopczyk, niepoganiany przez rodziców, z ulgą na sercu pakuję się do ciepłego śpiworka. Zapadam w głęboki, zdrowy sen...

Wykon: ~48 km, 8:24 h
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
mmaacc 

Wiek: 54
Dołączył: 03 Lut 2014
Posty: 733
Otrzymał 46 piw(a)
Skąd: Piastów
Wysłany: 2015-05-10, 01:09   

Czwarty dzień, wtorek, 28.04.2015
138 km Narwi - ~10 km Pisy

Pobudka, jak zwykle! Zdrowo wyspany, z apetytem na nowy dzień wyskakuję ze śpiwora. Jak ja kocham tę ciszę i delikatny plusk wody o kadłub! Świtnie tu się śpi! Zapowiada się pogodny dzień. Poranek jest nawet dość ciepły. Standardowe śniadanko, kawusia, pogawędka z sąsiadami.... Życie!... :-) Przygotowuję sobie obiadek Tak, tak! Penne z sosem Bolognese! Będzie uczta!... :-)

Napełniam zbiornik rochodowy. Dziwna i niepokojąca sprawa... Wygląda na to, że wczoraj zużyłem dużo więcej paliwa niż w niedzielę... Z szacunków "na oko i rękę" wynika, że poszło więcej niż 2l na godzinę... To nie dobrze, bo może to oznaczać, że jednak nie wystarczy mi paliwa do Piszu. Z jednej strony szacunkowe zużycie jest obarczone grubym błędem, a z drugiej nie wiem ile jeszcze godzin rejsu zostało. Ostrożność wymaga, aby przyjąć "worst case scenario"... Znaczy - nie wystarczy... Zastanawiam się nad przyczyną tak różnego zużycia dzień do dnia... Przypuszczam, że przyczyny mogą być co najmniej trzy: większa prędkość marszowa (choć wydaje mi się, że łynęliśmy wolniej niż poprzednio...), dość częste zmiany tejże prędkości spowodowane dostosowywaniem się do Szamana idącego pod fokiem i zwiększone zużycie w czasie, gdy silnik pracował z problematycznym chłodzeniem (wydaje się, że słychać było nierówną i wysiloną pracę). Tu kłaniam się forumowiczom (forowiczom?...) . Wystarczył jeden krótki wpis (pisanie ze smartfona to jest masakra... pisząc żałowałem, że nie wziąłem laptopa, a przecież takie było założenie: holidays without a laptop...) i już odbierałem telefony z ofertami pomocy! Dzięki chłopaki!

Ruszamy... Odpalam mechagrota i... jest OK. Po krótkiej chwili zawahania sika, jak nastolatek! Płyniemy chyba wolniej niz wczoraj. A może to nurt staje się co raz silniejszy? To wszystko jet dla mnie nowe. Rozpoznaję nowe (nowe dla mnie...) zjawiska i cieszę się tym, jak dziecko nową zabawką! :-) Bawiąc się zauważam wyraźną różnicę w pracy silnika, gdy idę w kilwaterze Szamana i gdy z niego wychodzę. W kilwaterze prędkość jachtu nad dnem wyraźnie spada, a slinik pracuje nierówno. Przypuszczam, że jest to efekt pracy śruby w zawirowanej przez śrubę Szamana wodzie. Próbuję jechać na fali dziobowej Szamana. Wydaje się, że jest dużo łatwiej. Łódka wyraźnie przyśpiesza. Wiem, wiem! To wszystko jest oczywiste, ale dostrzegam to po raz pierwszy w życiu!... :-D

Krajobraz zmienia się na gorsze... Okolice Ostrołęki nie należą do najpiękniejszych... Chaszcze i setki budek, domków, domeczków itp... Sama Ostrołeka wygląda, jakby odwróciła się plecami do rzeki. Ani śladu czegoś na wzór wyglądającej milutko mariny w Pułtusku. Tak, tej, w której mieliśmy się zatrzymać... Same garaże, magazyny itp. Ale słabo robi się dopiero powyżej miasta. Smród obwieszcza, że zbliżamy się do mleczarni, jak sądzę. Potem mijamy mało sympatyczne nabrzeże przy elektrociepłowni. Nie ma o czym pisać...

Szaman zatrzymuje się przed mostem w Ostrołęce. Zabierają na pokład Mariusza kolegę (Jurka?...), który odwiedził nas wczoraj przy ognisku.

~140km... Za elektrownią pojawia się wiadukt ciepłowniczy. Przed nim tablice informacyjne. Ostrzegają o zwężeniu. Tak, zbliżamy się do sztucznego spiętrzenia rzeki przy elektrociepłowni. Wyraźnie widać ostrogi zwężające nurt do około 30m. Dzieje się! Wyraźnie widać spiętrzenie lustra wody. Normalnie płynie się pod górę! Nurt jest bardzo silny, a woda zawirowana. Trzeba dać mocno na przód, żeby łódka posuwała się do przodu. Bardzo trzeba uważać na sterze, bo zawirowania wody rzucają jachtem na lewo i prawo! Są wrażenia! Szczególnie, że pokonujemy spiętrzenie w dwa jachty, więc uważać musimy poczwórnie!

Zatrzymujemy się na postój w jakimś zakolu rzeki. Żegna się z nami Jurek. Wykorzystuję czas na spożycie obiadku i krótką drzemkę.

Krajobraz znowu robi się bardziej sielski. Znikają brzydkie zabudowania i odwrócone tyłem do rzeki zaśmiecone wsie. Rzeka wyraźnie się zwęża, a nurt robi sie nieco silniejszy. Robi się pochmurno i chłodno. Prognoza się sprawdza... Około 1700 zaczyna padać. Znowu przydaje się tencik. problem polega na tym, że zmienił się kierunek wiatru i teraz wieje w dziób. Tencik stwarza dodatkowy opór, który muszę pokonywać dodatkowymi obrotami silnika. Znowu będzie większe zużycie paliwa... W trakcie mazurskich przelotów trwajacych rzędu godziny nie miało to znaczenia, ale teraz!...

Znowu niepokoi mnie dźwięk silnika i słabnąca strużka wody z chłodzenia... Zaczynam częściej kontrolować sik i temperaturę sika(-u?...). Teraz dotarło do omnie, że to bum! bum! zdarzyło się teraz, a nie wczoraj... Jak się ma sklerozę, to trzeba było pisać log na bierząco!... :-( Czyli teraz: Bum! Bum! Bum!... Na chwilę gaszę silnik, podnoszę i sprawdzam, czy nic się nie stało ze śrubą. Jest OK. Płynę dalej... :-)

Nie wiem ile przepłynęliśmy dzisiaj do tej pory. Nie mogę się doczekać ujścia Pisy... W końcu rozpoznaję most i skansen w Nowogrodzie! To tutaj, zaraz za mostem jest wejście na Pisę. Tak wynikało z map i opisów. Szamanowcy wyraźnie zmniejszaja prędkość. No tak! Ostrzeżenia o kamieniach w ujściu Pisy... Ustawiam się z ich kilwaterze w odległości 1-2 dlugości łodzi. Nie ma u mnie komu z dziobu wypatrywać przeszkód. Jak oni przejdą, to ja chyba też...

Około 1900 chodzimy na Pisę... Jest wąsko, chyba mniej niż 20m (albo emocje mi zwężają obraz... ;-) ), a nurt bardzo silny. Pochmurna szarość powoduje, że zupełnie nic nie widzę w nurcie rzeki. Dobrze, że mam Szamana przed sobą!... Idziemy bardzo powoli, choć silniki chodzą na dość dużych obrotach. Mam nadzieję, że później nurt osłabnie, bo w tym tempie, to do lipca nie dojdziemy do Pisza!... Teraz, w wąskim korycie nie mam juz mozliwości zejścia z kilateru Szamana. Bardzo wyraźnie odczuwam wpływ ich sruby na moja łódkę. Żeby dotrzymać im kroku muszę znacznie mocniej "podkręcić" obroty. I znowu kłania się zużycie paliwa... Silnik bardzo wyraźnie męczy się w zawirowaniach za Szamanem. Na wodzie widać to szczególnie w zakolach, gdzie nurt i tak jest już silny, a dotego przyspieszony i zawirowany przez śrubę Szamana. A właśnie zakola!... Teraz zaczyna się jazda! O ile na narwi mogłem sobie pozwolić na zostawienie steru na chwilę, to teraz nie ma o tym mowy! Zakręty są co 50-100 metrów i mają promień 10-20metrów. Nie ma nudy! Jest co robić... Trochę przeraża mnie, że jutro i po jutrze bedę musiał tak kręcić przez cały dzień! Bez chwili wytchnienia. A kiedy czas na obiadek, kawusię, czy chociażby siusiu?... :-( Czy dam radę?... No dam... A mam jakieś wyjście?... Postanawiam nie zapinać jutro rozporka... :-D Takie to się ma myśli, jak się ma dużo czasu na myślenie... :-D Szkoda, że nie mam chociaż sprzężenia silnika ze sterem...

Kolejny zakręt i.. ła! Szaman kręci oberka, wali prosto w brzeg i w ostatniej chwili skręca z prądem. Po chwili zatrzymuje się na mieliźnie... Zahaczyli o miękkie i wybiło im płetwę sterową. Stąd utrata manewrowości. Udaje mi się bez przeszkód przejść wypłycenie. To dobry znak. Skoro ja przeszedłem, a oni nie, to znaczy, że mam wyraźnie mniejsze zanużenie! Dłuższą chwilę zajmuje Szamanowcom zejście z mielochy, na którą wepchął ich sily nurt, a ja czekam na nich wykorzystując nabytą umiejętność zatrzymywania się w nurcie. Tym razem silnik musi chodzić na większych obrotach, żeby łódka stała w miejscu. Przesuwam się w lewo i w prawo i mam czas na obesrwację wody. Przypominam sobie, co czytałem w Kolaszewskim... Gdzie nurt powinien być słabszy, a gdzie silniejszy, gdzie jest płytko, a gdzie głęboko. Ta wiedza będzie mi bardzo potrzebna przez kolejne dwa dni!...

Robi się ciemno... To efekt zbliżającej się burzy, którą już słychać i czuć w powietrzu. Zatrzymujemy się. Szaman staje burtą do trawy, ja do jego burty... Nie bardzo się da, bo przeszkadza wysunięty za burtę bom. Zrywa się burza, zaczyna lać... Nie padać, tylko lać! Szamanowcy w te pędy stawiają maszt, żeby dało się schować bom. Ja jestem w sztormiaku, a oni nie.. Te kilka chwil wystarczyło, żeby zlało ich do suchej nitki... Chłopaki, dzięki za poświęcenie! Cumuję do burty. Jest mi zimno i marzę o kolacji i ciepłej herbacie. Dzisiaj nie będzie ogniska.

Za chwilę z forum (nie wiem, czy to SF.pl, czy FZ.pl...) dowiadujemy się o zestawie holownik-barka, który ruszył w dół Pisy... Oj! Będzie bal...

Chcę spać...

Wykon: 53 km, 9:30 h
 Autor postu otrzymał 1 piw(a)
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Więcej szczegółów
Wystawiono 1 piw(a):
NePolyak
NePolyak 


Dołączył: 28 Sty 2014
Posty: 1329
Otrzymał 77 piw(a)
Skąd: RU-PL
Wysłany: 2015-05-10, 01:57   

mmaacc napisał/a:
Oglądamy wirnik. Zużyty, ale jest cały
A pisałem o wirniku na SF ;-) Masz 1001 piwo za zdublowanie opowiadanka u nas :-)
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
mmaacc 

Wiek: 54
Dołączył: 03 Lut 2014
Posty: 733
Otrzymał 46 piw(a)
Skąd: Piastów
Wysłany: 2015-05-10, 11:13   

Słabo się czyta i pisze ze smartfona...
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
mmaacc 

Wiek: 54
Dołączył: 03 Lut 2014
Posty: 733
Otrzymał 46 piw(a)
Skąd: Piastów
Wysłany: 2015-05-10, 11:13   

Dzień piąty, środa, 29.04.2015
10 km Pisy - Jeże

Źle spałem. Jeśli można powiedzieć, że w ogóle spałem... Przewracałem się z boku na bok do drugiej nad ranem... To pierwszy taki przypadek podczas tego rejsu. Wiesz jak to jest, jak wszystko dookoła sprzysięga się, żeby ci nie powolić zasnąć?... Zimno, jak w psiarni. Ciepły śpiworek przykryłem dwoma polarowymi kocami i ciągle mało! Liczenie baranów nie działa... Na seks nie ma szans... ;-) Deszcz będbni o pokład tak, że wściec się można!... A ja mam przed sobą ciężki dzień... Na domiar złego w pośpiechu źle wybraliśmy miejsce postoju. Stoimy za zakrętem po zewnętrznej. Od czasu do czasu podrywa mnie głuche stuknięcie jakiegoś patyka o kadłub. No jasne! W bezsenną noc ciekawe wizje przychodza do głowy... Staje mi przed czami, że burza, która właśnie przewala się nad nami powaliła jakieś drzewo do rzeki i to drzewo płynąc z nurtem masakruje mój okręt... I znowu wizja rejsu zakończonego przedwcześnie gdzieś w dzikiej głuszy... Oczywiście bezsennośc potęguje obawa czy sobie dam jutro radę na tych zakrętach. Jak człowiek, czegoś nie zna, to się tego boi. A jak ma czas na rozmyślania, to koszmary nie dają się przepędzić... Około 0300 robię sobie ciepłą herbatę i zakładam polarowy dres. Udaje mi się zasnąć na parę godzin. Jak na złość budzi mnie - tym razem dość głośne - bum! bum! bum! o kadłub. To musiał być jakiś większy kawał drewna! Na przemian pada i leje całą noc...

W raczej minorowym nastroju budzę się wcześnie. Za wcześnie... Zmęczony bezsenną nocą. Tego jeszcze nie grali... Jest szaro, wilgotno i zimno. Psa byś nie wygonił! Ale ja muszę... Śniadanko.. Czym by tu sobie poprawić nastrój?... Tak... Najprostsze pomysły są najlepsze! Jajeczniczka na kiełbasie, a potem twarożek z dżemem wiśniowym i kawusia... z mleczkiem... słodka... :-D I świat saje się... trochę bardziej różowy. Szczególnie, ze przez noć się wypadało. Prognoza jest dobra. Ma być zimno, ale pogodnie.

Jest około 0800. Pamiętamy wczorajsze ostrzeżenie o zestawie idącym nam na przeciw... Dzięki Wam Forowicze! Muszę przyznać, że mocno się obawiam tego spotkania. A co będzie jeśli spotkamy się w jakimś bardzo wąskim miejscu?... Tomek szybko "wygoogluje" numer do RZGW (czy jakoś tak...) w Giżycku. Łapię telefon i dzwonię natychmiast! Tu będzie luźny zapis konwersacji... Spróbuję oddać jej klimat...
- Dzień dobry. Czy dodzwoniłem się do RZGW w Giżycku?
- Nie!... Panie! Tu firma... Wszyscy tu dzwonią... - Mój rozmówca wycale nie jest zdziwiony moim telefonem, ja jego odpowiedzią owszem. - Oni tam poszli, a tu wszyscy dzwonią do nas!
Myślę sobie: stróż nocny... Ale nie, jest już po ósmej, a dzisiaj jest normalny dzień roboczy...
- A jaka to firma? - Próbuję się czegoś dowiedzieć.
- Panie! Ja tam nie wiem! Ja tu pracuję dopiero dwa miesiące! - Niezłe jaja! Gość pracuje dwa miechy w jakiejś firmie i jeszcze nawet nie wie, co to za firma! Musi być nieźle zarobiony... :-D
- A czy może wie Pan, jak się do nich dodzwonić? - Łapię się nadziei, jak tonący brzytwy...
- A tak! Ja tu mam ich numer zapisany! - O Niebiosa! jednak jest jeszcze jakaś nadzieja!

Chwilę później wybieram już podany przez "Pana z firmy" numer do RZGW. Tak! To rzeczywiście jest numer do RZGW w Giżycku! Dalej idzie łatwo. Po chwili oczekiwania dostaję od mojego rozmówcy numer do szypra holownika idącego w dół Pisy, nam na spotkanie... Krótkie przywitanie. Informuje Pana Kowalskiego, że my tu, na tych małych łupinkach się obawiamy spotkania.
- Niieeee! Będzie git! Miniemy się bez problemu! - No... ja jakoś wcale nie podzielam tego optymizmu... - Ja Was z daleka zobaczę! A gdzie jesteście?
Właściwie to nie mam pojęcia... Chłopaki mówią, że około 10-tego kilometra. Informuję o tym Pana Kowalskiego, choć jakoś mi to nie pasuje... Nie mogliśmy chyba przejść wczoraj 10 km Pisy, bo musielibyśmy płynąć nią ze dwie godziny...
- A ja z Jeży ruszyłem. To my się za 4 godziny spotkamy. Będzie dobrze! Minieeeemy się!...

Jakoś nie specjalnie udzielił mi się optymizm, ale uważam, że dobrze się stało, że gość zdaje sobie sprawę, że coś mu idzie na przeciw. Może w razie czego wykaże trochę więcej czujności. Dochodzimy do wniosku, że on się spodziewa zobaczyć nasze maszty ponad łąkami. Tylko, że nasze maszty leżą nisko nad pokładami...

Uzupełniam zbiornik rozchodowy. Chyba jest słabo... Wygląda na to, że paliwa nie wystarczy do Piszu. Zaczynam się zastanawiać, czy jest szansa na jakieś zaopatrzenie z lądu?... Będzie dobrze! Ktoś mi napewno dowiezie, a jak nie to na Szamanie podobno mają za dużo... Jeszcze tylko obiadek do termosu - dzisiaj pulpeciki... z makaronem oczywiście! - i ruszamy dalej. Tym razem Bubuś z przodu... I życie stało się prostsze! Czytanie niezakłóconej śrubą Szamana wody, to jak czytanie otwartej książki! Warto było przypomnieć sobie obrazki widziane po raz pierwszy i ostatni jakieś 25 lat temu! Przykosy, odsypiska, zwary i inne przemiały zaczynają mi jeść z ręki! :-) Szybko zauważam, że biorę zakręty ciaśniej, jakby bardziej agresywnie niż Szaman i w/g mnie chyba bardziej optymalnie. Staram się unikać silnego nurtu. A ten jest dzisiaj chyba jeszcze silniejszy niż wczoraj. To może być efekt nocnej ulewy. Ta woda z łąk musi teraz spływać rzeką... Silnik pracuje równo i pewnie nawet mniej pali...

Łąki, łaki i jeszcz raz łąki. Jest pięknie! Promienie Słońca pomagają łatwiej znieść chłodny, czy wręcz mroźny północny wiatr. Zbliżamy się do Dobrego Lasu. Poznaję to po tablicy na brzegu. Zaraz potem jest kolejna tablica ostrzegająca o kamiennej rafie. Puszczam Szamana przodem. Przechodzimy bez problemu, ale tym razem widze leżace na dnie kamiory... I znowu słabo sika... I to bardzo slabo! Zatrzymujemy się przy pomoście z zamiarem pomajstrowania przy silniku. Podejmuję postanowienie, że jak przez pół godziny nie uda się naprawa, to zdejmuję go i zakładam swoje Suzuki DT4! Teraz sobie uświadamiam, że nie sprawdziłem wcześniej, czy złączka od linii paliwowej pasuje do złącza w moim silniku... Wizja dolewania bezyny co godzinę nie jest tragiczna, ale wolałbym tej dodatkowej atrakcji uniknąć... Wyłaczam silnik. Sprawdzam śrubę - ciągnę jakieś zielsko i patyki... Odpalam znowu... i znowu sika, jak nastolatek! Skoro tak, to jedziemy dalej!

Mijają w sumie jakieś 3 godziny od rozmowy z szyprem holownika. Diabli go wiedzą z jaką dokładnością, albo raczej z jaką niedkoładnością określił czas do spotkania!... Płynę z przodu cały czas na stojąco. Tak lepiej widać co się dzieje na wodzie przed dziobem. Lepiej widać jasne plamy na wodzie oznaczające wypłycenia. Wszędzie na dnie jest biały piasek. Przy okazji z coraz większy niepokojem rozgladam się za jakimś kształtem, który mógłby być barką, albo holownikiem. Nawet nie wiem, jak te statki wygladają!... Co więcej właściwie nie wiadomo z której strony można się ich spodziewać! Przecież płynę co chwila w innym kierunku! Igła kompasu - gdybym go miał na pokładzie - dostałaby zawrotów głowy! ;-)

Nagle!... Jest! Widzę w oddali coś wyglądającego, jak biała, przeszklona nadbudówka. To musi być to! O ja Cię!... A rzeka w tym miejscu jest szczególnie kręta i waska. Diabli nadali ich akurat teraz!... Postanawiam popłynąć jeszcze ze 3-4 zakręty. Może tam będzie jakieś szersze miejsce albo jakieś starorzecze, w którym można by się schować. Jakby co to będę uciekał z nurtem... Jeszcze jeden zakręt, jeszcze jeden... Ale jaja! Teraz widzę, że do białej nadbudówki przyrośniąta jest żółta reszta, a razem stanowią wywrotkę stojąca na łące... :-) Śmieję się w duchu sam z siebie... Chwila ulgi...

Mijają już ze 4 godziny od rozmowy z szyprem... Już od dłuższgo czasu, całkiem nerwowo rozglądam się w poszukiwaniu tej cholernej barki! Wchodząc zza kolejnego zakrętu widzę most, a przed nim, po lewej stronie pomost. Muszę się zatrzymać. Nie piłem, i nie sikałem od prawie czterech godzin! Mimo rozpiętego rozporka nie ma chwili, aby puścić rumpel z ręki! Szamanowcy nie mają ochoty na postój, ale stają obok. W chwili gdy okładają cumy na polerze moim oczom ukazuje się holownik powoli wychodzący z zakola za mostem... Opatrzność czuwa nad nami! Czy można było lepiej wybrać moment na zatrzymanie?! Rzeka jest w tym miejscu wyjątkowo szeroka. Gdyby nie ten postój, to mijalibyśmy się z nimi pod tym mostem! A tam jest bardzo wąsko... Już wiem, że to most w Cieciorkach. Obserwujemy jak nurt wynosi barkę na zewnątrz łuku i omały włos ta kupa żelastwa nie zaczepia o filar mostu! Aż mnie dreszcze przeszły, gdy wobraziłem sobie jak wyglądałoby nasze spotkanie pod tym mostem. Jakby ta barka mnie tak przycisnęła do tego filaru... Swoją drogą dokładność określenia czasu spotkania zadziwiająca! Przypadek, czy lata doświadczeń?...

Siusiu, kawusia, uzupełniam zbiornik rozchodowy... O! Płynę już prawie 4 godziny, a poszło z 5 litrów wachy... A może 8? Szacowanie na "rękę i oko" jest zdecydowanie za mało dokładne... Lecimy dalej. Bawię się tymi dziesiątkami zakrętów. W oddali widać ścianę lasu, do której powinienem dzisiaj dopłynąć. To Puszcza Piska. Tylko która to właściwie ściana lasu ma być? No niby wiem, że ta na północy, ale jak się tak kręci lewo, prawo, lewo, prawo, to trochę traci się poczucie rzeczywistości. Dobrze, że sitowia i trawy są niskie. W pozycji stojącej nawet z kokpitu Bubusia jest dość szeroka perspektywa. Łąki, łąki... Jak okiem sięgnąć łąki...

Pyr, pyr, pyr... i cisza... Silnik gaśnie... Pominę myśli, które mnie napadły. Sam się ich przed sobą wstydzę... Szybko zrozumiałem co się stało. Dolewałem paliwa do zbiornika rozchodowego... Szybki nurek do achterpiku. Oczywiście! Nie odkręciłem odpowietrzenia... Wstyd i ulga... Czy to są uczucia ambiwalentne?... :-) Ulga, że to tylko moja głupota (no nie!... trochę wyrozumiałości... powiedzmy roztargnienie...), a nie jakaś konkretna usterka. Łódka niesiona nurtem opiera się burtą o miękką trawę na brzegu, jak o gąbkę i spokojnie stoi, pomimo silnego nurtu. Dobrze, że jest miękko...

Dzwoni telefon. Nie jest łatwo rozmawiać w hałasie silnika i nie tracąc koncentracji. Wystarczy chwila nieuwagi żeby nie zmieścić się w zakręcie, więc rozmowa jest raczej krótka. Mam nadzieję, że czgoś nie przekręciłem... Krzysiek Kilo wybiera się do mnie z odsieczą! Super! Bardzo się cieszę, że będę miał towarzystwo! Właściwie, to już wiem, że Pisa nie jest taka straszna, jak ją malowano (to znaczy, jak ja moja wyobraźnia malowała...), ale fajnie, że nie będę musiał jutro płynąć sam. Przy okazji przywiezie zapas benzyny. Telefon dzowni znowu. Mirek Mors szuka dla mnie wirnika. Nawet jakiś znalazł, ale raczej nie będzie pasował... Jeden dzień na zbiorniku wewnętrzym w DT4 w razie czego wytrzymam... Krzysiek potwierdza przyjazd. Extra!

Łąki, łąki, łąki... Ktoś mi wczraj mówił, że będzie cały dzień przez łąki, ale myślałem, że to taka "literacka wyobraźnia", a tu masz... :-) Generalnie jest sympatycznie, ale mogłoby coś się zmienić w tym sielskim krajobrazie... Największą atrakcją są krowy stojące na brzegu. Wyglądają, jakby były mocno zdiwione, że coś, czy ktoś im tu zakłóca spkój. Mamy w rodzinie takie powiedzonko... Rozczulające. Niektóre zakola są wyjątkowo mocno podkręcone... Płynie się równolegle do części koryta rzeki, po której będzie się za chwilę płynęło. Ach ta natura!...

Zbliżam się do jakiejś wsi. Wygląda na maleńką, ale wyjątkowo zadbaną. Przy brzegu grupka młodych ludzi. Odpalają Wichra na małej motoróweczce. Oczywiście bez "czapki"! Hałas z mojego napędu, to Pikuś... Pozdrawiamy się radośnie. Już wiem! Jestem w Koźle. Na brzegu stoi zadaszona przyczepa do przewozu ludzi, jak sądzę po napisie - na polowania. Napis głosi "Koło łowieckie w Koźle". Nic dodać, nic ująć. A silnik znowu zaczyna prychać nerwowo. Tak, ciurkanie wyraźnie słabe... Przez kolejne kilka minut kontroluje temperaturę wody. Znowu jest ciepła... Oglądam się za siebie. Nie ma Szamana... W tym miejscu nurt jest słabszy, a z brzegu do koryta rzeki schodzą drewniane ogrodzenia. To nowość w krajobrazie, do której w krótce przywyknę... Po jakie licho grodzić rzekę?! No tak! Pewnie przy niższym stanie wody rzeka jest węższa, a ogrodzenie sięga tylko do brzegu. Ale teraz można się zdiwić zaczepiając mieczem, sterem, albo silnikiem o... płot!... :-D

Szamana nie widać, więc podchodzę drewnianego pala do wbitego w dno jakieś 2 metry od brzegu. Zakładam cumę nabiegowo. Nurt ustawia łódkę. No i przydał się płot! Cumowałeś kiedyś do płotu?... Wyłaczam silnik. Wykorzystuję chwilę na obiadek. Pulpeciki smakują, jak nigdy! Próba odpalenia silnika... Znowu sika, jak nastolatek! Może jakiś spec od dwusuwów wypowie się co to za ciekawa usterka jest? Hę? Będzie nauka na przyszłość... Słyszę zbliżający się jazgot silnika. To Szaman. Zatrzymali się we wsi na zakupy, ale sklep chyba był zamknięty, czy coś tam...

Krajobraz zmienia się diametralnie. To jeszcze nie Puszcza Piska, ale drzew jest zdecydowanie więcej, również w korycie rzeki... Trzeba bardziej uważać, bo częściej zdarzają się sterczące z wody pnie, albo powalone w wodzie drzewa. Głupio byłoby rozdziewiczyc okręt prawie na końcu trasy... Jakieś zagajniki, pagórki. Wreszcie coś innego! Robi się chłodno. Kończy się piękny dzień. Zachodzące Słońce cudownie oświetla budząca się do życia przyrodę. Na prawdę szkoda, że się ten dzień kończy! O dziwo wcale nie czuję się zmęczony. Może nogi mnie trochę bolą, ale ogólnie czuję się - jakby to określić?... - usatysfakcjonowany. Tak, czuję satysfakcję!

Mijam most w Jeżach. O tym miejscu również były ostrzeżenia! Czuć lekkie spiętrzenie, ale co to dla mnie?! Nie pod takie góry się już wchodziło! :-) Rozsądek nakazuje mi jednak zachować ostrożność. Tu też mogą być kamienie. Pewnie są, ale wody jest dużo. Wystarczająco dużo, aby ich nawet nie zauważyć.

Robi się ciemno szukamy miejsca na nocleg. Tym razem dopilnujemy, żeby było spokojne... Znajdujemy sympatyczną łączkę. Sądząc po ogrodzeniu to jest czyjeś pastwisko... Chłopaki od razu rozpalają ognisko, a ja rzucam się na jedzenie. Jestem głodny, jak wilk! No pięknie! Sympatyczna miejscówka, ale jak nas tutaj Krzysiek znajdzie?... Określam położenie wględem chrakterystycznego punktu, za który przyjmuję most w Jeżach. Jesteśmy kilkaset metrów na północ. Droga do Piszu musi być blisko, bo ją słychać. Rozmowa z Krzyśkiem... Jeszcze nie wyjechał.

Zadzwoni, jak będzie w Jeżach... Ognisko się pali. Robi się konkretnie zimno... Z bakisty Szamana wychodzą ziemniaczki. Mniam! Jak ja dawno nie jadłem ziemniaków pieczonych w ognisku! Małe, a cieszy... :-) Szamanowcy nie mogą dojść do porozumienia, czy dużo jeszcze trasy zostało na jutro, czy już nie. Ale optymizm jest i mnie się on również udziela, szczególnie, że wiem już, że jutro nie będę na pokładzie sam. czuję, że schodzi ze mnie ciśnienie. Skoro dało się samemu, to we dwóch będzie bułka z masłem!

Jest już około 0100, czyli właściwie czwartek. Krzysiek jest już w Jeżach. Wyjdę mu na przeciw do drogi, bo inaczej się nie znajdziemy... Idę do łódki po czołówkę. Ślisko... Nie to nie rosa... To szron... Wszystko jest poryte szronem! Jest zimno...

Na polnej dróżce widzę światła samochodu. Fachowiec! Skręcił od razu we właściwą ścieżkę... Już w łódce Krzysiek pokazuje mi wydaną wieki temu mapę szlaku Narwi i Pisy. Że też ja nie mam takiej mapy?!... Z mapą w ręku szacujemy pozostałą odległość. No nie! Wygląda na to, że zostało nam jakieś 5-6 godzin do Piszu. Właściwie już jesteśmy w domu! Tej nocy bedę spał snem sprawiedliwgo! Żadnych koszmarów... :-D

Spać! Jutro też jest dzień...

Wykon: 53 km, 9:38 h
 Autor postu otrzymał 4 piw(a)
Ostatnio zmieniony przez mmaacc 2015-05-10, 11:15, w całości zmieniany 1 raz  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Więcej szczegółów
Wystawiono 4 piw(a):
Michal, żyszkoś, Szaman3, Wlowoj
Devu 


Dołączył: 03 Lut 2014
Posty: 191
Otrzymał 3 piw(a)
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-05-10, 13:08   

łyknąłem z zapartym tchem , gdzie kolejne odcinki :?:
_________________
pozdrawiam
Devu
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
mmaacc 

Wiek: 54
Dołączył: 03 Lut 2014
Posty: 733
Otrzymał 46 piw(a)
Skąd: Piastów
Wysłany: 2015-05-10, 14:34   

W trakcie pisania jest jeszcze jeden, OSTATNI odcinek!.. :-)
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
don alonso 

Wiek: 75
Dołączył: 03 Kwi 2014
Posty: 84
Otrzymał 8 piw(a)
Skąd: Górny Ślask
Wysłany: 2015-05-10, 19:02   

Czyta się dobrze! Gratuluję autorowi.
_________________
Elizabeth CD czyli Nautika 1000
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
żyszkoś 

Dołączył: 22 Lut 2014
Posty: 643
Otrzymał 53 piw(a)
Skąd: Strzyboga / Piastów
Wysłany: 2015-05-10, 20:08   

mmaacc napisał/a:
No i przydał się płot! Cumowałeś kiedyś do płotu?...


Masz chłopie pisane... Dawaj mi tu ostatnią część, i to zaraz, bo jutro nie dam rady czasowo przeczytać!!!!
_________________
Adam Żyszkowski
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
mmaacc 

Wiek: 54
Dołączył: 03 Lut 2014
Posty: 733
Otrzymał 46 piw(a)
Skąd: Piastów
Wysłany: 2015-05-11, 11:45   

Szósty dzień, czwartek, 30.04.2015
Jeże - Pisz

Noc wcale nie była taka zimna. To znaczy była nawet mroźna, lodowata, ale dodatkowy kocyk na śpiworze zdał egzamin. A może to zbawienny wpływ buteleczki Porto, którą Krzysiek wczoraj przywiózł w plecaku?... Przecież nie mogliśmy pozwolić, żeby się stłukła po drodze! Musieliśmy ją wypić... Tak, czy owak spałem jak mały miś. A bardzo mi tego było trzeba! Co to ja miałem?... A tak! Śniadanko!... :-) Oj! Porto... Oczywiście jajeczniczka... Gościa trzeba ugościć! Kawusia, ząbki... Takie tam męskie sprawy!... ;-)

Uzupełniam zbiornik rozchodowy. Wczoraj zużycie było znacznie niższe niż w poprzednich dniach. Czy to efekt płynięcia po niezmąconej śrubą wodzie? Czy nurt słabszy? No nie, co to, to nie! Tempo również nie było wolniejsze, a może nawet szybsze... Ciekawe... W każdym razie wiem już, że nawet bez zapasu, który przywiózł Krzysiek pewnie by do Piszu wachy wystarczyło, ale bez żadnej rezerwy. Na styk. Czyli dobrze, że jest zapas!

Mariusz z Arturem właśnie uruchomili ognisko. Jakiś żar jeszcze się tlił i wystarczyło kila suchych gałązek, trochę dmuchania i znowu się pali. To takie memento! Żeby bardzo dokładnie zalewać wodą ognisko. Wiatr może je w nocy rozdmuchać! Każdy to wie, ja też. Ale właśnie mi o tym przypomnieli... Śmiejemy się z Krzyśkiem, że odmrażaja wczorajsze ziemniaczki... :-) Z wielkim spokojem zbieramy się do drogi. To już ostatni raz w tym rejsie... Już wczoraj przy ognisku postanowiliśmy, że nie będziemy się śpieszyć. Mamy do przejścia około 30 km, czyli nie wiele ponad połowę drogi, którą robiliśmy codziennie. Jestem zrelaksowany, bo mapa przecież nie kłamie. Ach, ta mapa. To już zabytek... Krzysiek obiecuje, że ją zeskanuje. Trzymam Cię za słowo!... :-) Jesteśmy już tak blisko, że w razie czego doczłapiemy się do Piszu na piechotę. Choć to tylko szacunkowe wartości... No i paliwa mam pod dostatkiem! Żeby tylko to cholerne chłodzenie nie odmówiło współpracy... Tak na sam koniec...

Około 1020 Ruszamy. Bubuś z... Uwaga! dwuosobową załogą!... :-) idzie przodem. Początkowo ja stoję przy sterze. Juz nałogowo obserwuję sik z chłodzenia. Jest śliczny, młodzieżowy! :-) Koryto rzeki jest nawet w miarę szerokie i zdarzają się dość długie proste. Nurt jest spokojny. Sielanka... Za to trzeba uważać na gałęzie zwisające nad wodą i pnie w nurcie. Co to dla mnie fachowca?! :-D Zwary itp. jedzą mi z ręki... Szybko robi się ciaśniej. Znacznie ciaśniej!... Takich zakrętów, jak tutaj chyba jeszcze nie było... Krzysiek początkowo wzbrania się przed stanięciem przy sterze, ale po krótkiej obserwacji i kilku wskazówkach z mojej strony (a co?! ma się już doświadczenie! 3567 powtórzeń zrobiło swoje... :-D ) łapie rumpel i widzę jaką frajdę mu to sprawia! Jest pięknie! Słoneczko przygrzewa, ptaszki śpiewają, woda pod dziobem pluszcze! Tak! Mogę sobie pójść na dziób i cieszyć się tymi dźwiękami! Akurat przemierzamy najpiękniejszy odcinek trasy! To już pewnie Puszcza Piska. Krzysiek spadł mi z nieba! Mogę sobie spokojnie oglądać malownicze przełomy, starorzecza naturalnie ukryte w lesie. Bajka!... Aż kusi, żeby spróbować się przebić przez te przełomy, ale rozsądek wstrzymuje konie... Jednak trochę szkoda poharatać dno na sam koniec wycieczki... A i śruba mogłaby ucierpieć na jakimś konarze albo kamieniu... A może szkoda, że nie spróbowaliśmy?... Ej! Dzieciaki, dzieciaki... ;-)

Już jakieś 2,5 godziny za nami. Czyli chyba połowa dzisiejszego dystansu... Jest tak cieplutko i miło, że postanawiamy zatrzymać się na popas. Opieramy Bubusia burtą o poduchę z traw na brzegu, sznurek do jakiegoś sychego drzewa i delektujemy się ciszą! Buła z kabanosami i piwko... I love that game! A może kawusia? Eee! Nie, nie tym razem... :-) Dogania nas Szaman. Tym razem oni stają do burty Bubusia. Chociaż tak mogę się im zrewanżować... ;-)

Lecimy dalej. Doświadczenie uczy... Pozwalamy oddalić się Szamanowi na co najmniej kilkadziesiąt, nawet wiecej metrów. Lepiej płynąć po uspokojonej już wodzie... Jeszcze trochę przed nami! Fajnie byłoby dotrzeć do Pisza o jakiejś "bożej godzinie", bo muszę jeszcze Bubusia otaklować. Mam Krzyśka do pomocy. Duża sprawa, bo samemu zajęłoby mi to pewnie z pół dnia! Krzysiek staje przy sterze, a ja się delektuję przyrodą w najpiękniejszej, dzikiej postaci! Wreszcie mogę robić zdjęcia! Dlaczego ja u licha nie wziąłem aparatu?! Szajsung musi dać radę. Nie ma wyjścia! Kręce filmiki z najbardziej malowniczych odcinków...

Teraz dowiadujemy się co to znaczy intensywnie meandrująca rzeka! Koryto jest już bardzo wąskie, a nurt na zakrętach i przemiałach silny. Niektóre zakęty mają promień około 5, może 7 metrów i zawijają o 180 stopni! Wąż by sobie kręgosłup połamał... Śruba poruszając się w wodzie bokiem, raz po raz łapie kawitację, ale nauczyliśmy się już sobie z tym radzić. Trzeba przez chwilę pozwolić łódce iść prosto. Tylko, że nie ma na to miejsca.. Każdy taki przypadek o mało co nie prowadzi do otarcia o brzeg! Przydałoby się sprzężenie silnika ze sterem... Ale co to dla fachowców?! Nie zaliczamy ani jednego kontaktu z suchym, ani z płytkim!

W pewnym momencie koryto łagodnie zakręca w lewo. Taki dość długi - jak na standardy górnego biegu Pisy... - bardzo łagodny łuk. A my widzimy Szamana idącego nam na przeciw! Zawrócili? Nie ma przejścia, czy kie licho? Nie! Oni płyną odcinkiem koryta, po którym my będziemy płynąć za chwilę... Pasek.. lądu, a właściwie trzcinowiska między nami jest bardzo wąski. Ubaw po pachy! Sami się śmiejemy z naszych zachwytów nad cudami przyrody!...

Mijamy parę żurawi. Nie gdzieś w oddali... Te piękne i z natury bardzo płochliwe ptaki stoją jakieś 20-30 metrów od nas! Widziałeś kiedyś dziko żyjącego żurawia z tej odległości?!... Za chwilę w trzcinowisku widziamy łabędzia. Cos takiego! To łabędzica na gnieździe. Ostrożnie zawracamy, żeby jej nie spłoszyć, bo pewnie wysiaduje jaja i robimy zdjęcia... Smartfonem... :-( Dlaczego ja nie wziąłem aparatu?!...

Na brzegu, w trzcinach widać sporo prowizorycznych pomościków wędkarskich. Jak oni do nich docierają? Od strony lądu chyba nie ma do nich dojścia? Pewnie łódkami... Chyba zbliżamy się do cywilizacji. Potwierdzają to płynące rzeką śmieci...

Jeszcze kilka malowniczych zakrętów i.. masakra... To betonowe kostrukcje "Sklejki Pisz"... Po kilku dniach na łonie przyrody czuję skurcz w żołądku... Przy betonowym barzeżu leżą na wodzie tratwy z sosnowych bali. Jak za dawnych czasów! Nie możliwe... Oni jeszcze spławiają drewno? Przecieś te bale nie mogą tu leżeć od 30 lat!... Wygląda nato, że Pisz, po Pułtusku, to pierwsze miejsce na szlaku, gdzie widać zwrócenie miasta w keirunku rzeki... Świeżo wyremontowane bulwary, parki, place zabaw nad rzeką. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Jeśli nie brać pod uwagę tych koszmarnych konstrukcji na terenie fabryki, którą dopiero co minęliśmy...

Jeszcze kilkaset metrów i widzimy Szamana cumującego do nabrzeża. Tu zacytuję Bodo z FZ.PL: "o 15.30, w Piszu zamarł cały ruch na ulicach ..... wszyscy Piszowcy, wyszli nad rzekę, aby przywitać rzekołazów, .... powitaniom i serdecznościom nie było końca ..... i ja tam byłem, i zagrzane wino piłem ..." Co tu dodać?... Odyseja "Narwią i Pisą z Warszawy do Pisza 2015" właśnie dobiegła końca! Dwadzieścia lat temu, gdy wyszedłem z gabinetu, w którym przed chwilą mój dziekan uścisnął mi dłoń gratulując ukończenia studiów, czułem chyba to samo... To już jest koniec...

Jeszcze tylko taklowanie łódki. Krzysiek. Dzięki za pomoc! Jutro wracam do żeglarstwa...

Wykon: 29 km, 4:40 h

Na całej trasie zużyłem około (z dokładnością do 3-4 litrów) 70 litrów paliwa. Przepłnąłem 246 km w około 47 godzin. Teraz na własnej skórze przekonałem się, że się da i to samemu! Ważne, żeby droga była ważniejsza niż cel... Źle robi narzucony limit czasu. Gdyby nie on, byłoby duzo łatwiej! Fajnie byłoby móc sobie pływać po np. 3x 2-3 godziny dziennie, bez presji czasu. Zwiedzać i delektować się przyrodą... Bardzo przydałby się cichszy silnik. Dwusuwowe Suzuki nie jest tu na czele stawki... Myślę, że komfort i zużycie paliwa poprawiłaby lepsza śruba. A cha! i sprawnie działające chłodzenie...
 Autor postu otrzymał 2 piw(a)
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Więcej szczegółów
Wystawiono 2 piw(a):
juzekp, Tynia
mmaacc 

Wiek: 54
Dołączył: 03 Lut 2014
Posty: 733
Otrzymał 46 piw(a)
Skąd: Piastów
Wysłany: 2015-05-11, 12:23   

Zdjecia...
 Autor postu otrzymał 3 piw(a)
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Więcej szczegółów
Wystawiono 3 piw(a):
Maczek, juzekp, Wlowoj
Maczek 

Wiek: 61
Dołączył: 09 Wrz 2014
Posty: 157
Otrzymał 10 piw(a)
Skąd: Kobyłka
Wysłany: 2015-05-11, 12:34   

:mrgreen: :mrgreen:
Czekałem na wszystkie relacje, aby przeczytać jednym tchem :mrgreen:
Piękna relacja, zazdroszczę wyprawy :-P
_________________
Maciek
Ostatnio zmieniony przez Maczek 2015-05-11, 12:36, w całości zmieniany 1 raz  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Bodo 
Administrator


Wiek: 66
Dołączył: 30 Sty 2014
Posty: 5348
Otrzymał 159 piw(a)
Skąd: Sierpuchowo
Wysłany: 2015-05-11, 14:29   

Wstawiam zdjęcia, które udało mi się wykonać w tłumie witających .... :lol:
_________________
Wiem, że niewiem .... tylko nie wiem, ile niewiem ....
Ale jedno, wiem na pewno .... ***** ***
Bogdan
 Autor postu otrzymał 1 piw(a)
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Więcej szczegółów
Wystawiono 1 piw(a):
juzekp
stroiciel 

Dołączył: 05 Lut 2014
Posty: 24
Otrzymał 23 piw(a)
Skąd: warszawa
Wysłany: 2015-05-12, 00:45   

Wreszcie demony codzienności pozwalają mi coś napisać!!
Mariusz, kolejny raz dziękuję Ci za gościnę, dziękuję też za ból brzucha ze śmiechu, szczupaka, drwniany stoperan, taśmę, która nigdy się nie kończy, Starą Kuźnię, owieczki i szamański klimat.
Tomek, dzięki za "luzik" w kokpicie i towarzystwo przy mocnym. Jak tam nauka gwizdania na palcach? :mrgreen:
Maćku pięknie się z Tobą płynęło - dzięki (za tolerancję też)
Ostatnio zmieniony przez kemot 2015-05-12, 08:01, w całości zmieniany 1 raz  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
stroiciel 

Dołączył: 05 Lut 2014
Posty: 24
Otrzymał 23 piw(a)
Skąd: warszawa
Wysłany: 2015-05-12, 00:48   

Coś mi nie wyszło z tym wklejeniem paru migawek, więc:
https://www.youtube.com/watch?v=CJrBzf5GThE
 Autor postu otrzymał 2 piw(a)
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Więcej szczegółów
Wystawiono 2 piw(a):
Szaman3, kemot
Bodo 
Administrator


Wiek: 66
Dołączył: 30 Sty 2014
Posty: 5348
Otrzymał 159 piw(a)
Skąd: Sierpuchowo
Wysłany: 2015-05-12, 04:23   

Mam komunikat, że ten film jest niedostępny ....
_________________
Wiem, że niewiem .... tylko nie wiem, ile niewiem ....
Ale jedno, wiem na pewno .... ***** ***
Bogdan
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
marekj 


Wiek: 52
Dołączył: 02 Lut 2014
Posty: 1206
Otrzymał 74 piw(a)
Skąd: Zabrze
Wysłany: 2015-05-12, 08:13   

No żesz q.. przemegazajebistyfilm :mrgreen: - zwłaszcza jak sie go rano w fabryce ogląda, a za oknem słoneczko....
_________________
Pozdawiam
Marek

***** ***
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group